Poczucie Siebie Podcast odcinek 21 - Transmutacja energii
PODCASTGŁÓWNA
6/28/202320 min read


Witam po krótkiej przerwie, która doprowadziła do tego, że zaczynamy od grubego tematu.
Będziemy dzisiaj rozmawiać o transmutacji energii, ugryziemy strony duchowości i psychologii. Zastanowimy się, skąd wziął się termin transmutacji energii i jak ma się do tego nauka.
Aby zrozumieć, czym jest transmutacji energii, musimy zajrzeć daleko, daleko w przeszłość, ponieważ termin ten ma źródło w alchemii. Alchemicy dążyli do tego, żeby odkryć metodę zamiany ołowiu w złoto i oczywiście możemy brać wszystko dosłownie, ale to nas bardzo zamyka, bo ja bym tutaj spojrzała bardziej symbolicznie.
Co to może oznaczać dla nas?
Taką zamianą ołowiu w złoto w dzisiejszych czasach może być zamiana negatywnych doświadczeń w pozytywne. Jestem daleka od tego, aby promować toksyczną pozytywność. Co więcej, w tym sezonie opowiem o toksycznej pozytywności, ponieważ uważam, że jest to bardzo ważny temat i gdzieś tam na drodze rozwoju łatwo w tę pułapkę wpaść, ale dzisiaj nie o tym.
W psychologii jest taki termin jak rozwój po traumie albo zjawisko potraumatycznego wzrostu.
Będę z Tobą szczera. Autentyczność jest jedną z tych podstaw i wartości, które są dla mnie bardzo ważne, dlatego nie będę udawała kogoś, kim nie jestem. Jeśli chodzi o psychologię, to jestem na etapie zdobywania wiedzy, natomiast jeśli chodzi o rozwój osobisty, bądź duchowy, tym zajmuję się od dłuższego czasu, jest to moja ścieżka życiowa. Kiedy ją odkryłam, to jak szalona pochłaniałam dostępną wiedzę. Z perspektywy czasu wiem, że nie było to za mądre, bo chwytałam się wszystkiego, próbowałam różnych rzeczy, zanim odkryłam coś, co sprawia mi radość, przyjemność i czym chcę się w przyszłości dzielić, co właśnie robię w tej chwili.
Kiedy czytałam podręcznik do psychologii klinicznej i wpadłam na temat rozwoju po traumie, to wszystko, co przeczytałam, było dla mnie znajome, ale nie pod tą nazwą i nawet nie miałam pojęcia, że w psychologii coś takiego istnieje.
Zespół stresu pourazowego (PTSD)
Myślę, że większość z nas o tym słyszała, np. o osobach, które walczą, są na wojnie, albo ktoś, kto żył w przemocowej rodzinie może wtedy mieć PSTD, ale o rozwoju po traumie już się tak nie mówi. Natomiast w duchowości bardzo dużo mówi się na ten temat. Odsyłam do odcinka 8 pt. „Dlaczego uważasz, że stało się coś złego”.
Bardzo duża część naszych trudnych doświadczeń jest nam potrzebna, kryzysy są nam potrzebne, żebyśmy mogli wzrastać, tylko musimy nauczyć się żyć z tymi doświadczeniami i przepracowywać je tak, żeby one nas nie niszczyły, a były dla nas czymś dobrym, żebyśmy mogli z nich odnieść pożytek.
Jeśli chodzi o traumę, takie bardzo trudne doświadczenia to nie będę wychodzić poza swoje kompetencje, ponieważ nie jestem psychologiem / psychoterapeutą i nie chcę wymądrzać się na tematy, które nie należą do mnie, bo na ten moment jestem mentorką rozwoju osobistego, więc bardziej na tym będę chciała się skupić, ale opowiem Ci o rozwoju po trudnych sytuacjach życiowych i transmutacji energii.
W moim pięknym, idealnymi cukierkowym życiu, bez zmartwień i trosk, w którym mi się wszystko udaje... To jest ironia. Często tak mamy, że tylko widzimy te dobre strony, zresztą też zazwyczaj tylko te dobre strony pokazujemy innym ludziom w Internecie, dlatego nie ma co się dziwić, ale nam się wydaje, że trawa jest bardziej zielona u sąsiada, a to jest nieprawda. Nie ma człowieka, który nie zmaga się z trudnymi sytuacjami, tylko one są różne, zależnie od etapu życia np. jedyni mieli trudno w dzieciństwie, a inni mieli łatwe dzieciństwo, a teraz mają ciężej i nie mogą sobie poradzić w życiu dorosłym, różne są sytuacje w życiu. W moim życiu nie było tak kolorowo, jakby się mogło wydawać. Jak każdy z Was, miałam trudne i wspaniałe chwile. Nie ma co z siebie robić ofiary i szukać przyczyny, dlaczego tak jest, a nie inaczej? Czy temu winne jest środowisko, rodzice, szkoła, czy cokolwiek innego, bo czasami może być też kwestia cech wrodzonych, czyli m.in. temperamentu, który jest mniej więcej taki sam przez całe życie, np. u melancholików jest to częstsze. Nie chodzi mi o to, aby teraz kogoś obwiniać. Tak po prostu było, jest to dla mnie neutralne, poza tym zaraz będę mówiła, jak to wpłynęło na mój wzrost. Swoje musiałam życiu przeżyć, doświadczyć, otarłam się o ciemne myśli, ale taka prawda, bo nie zawsze byłam taką wesołą i uśmiechniętą Klaudią, a byłam przez jakiś czas Klaudią, która straciła chęć do życia.
W symbolice, niezależnie od tego czy czytasz jakąś książkę, czy oglądasz jakieś obrazy, ryciny, jeśli widzisz śmierć, to ona bardzo rzadko oznacza dosłowną śmierć. Zazwyczaj symbolizuje ona transformację i jest czymś pozytywnym. Ja umarłam. Umarło moje stare życie i w momencie mojej śmierci, narodziło się nowe. Jeśli myślisz, że odkąd weszłam na ścieżkę rozwoju duchowego i osobistego, to nie mam zmartwień, wszystko mi się układa, idzie jak po maśle i jestem cały czas szczęśliwa - jesteś w błędzie. Jakby tak było, to już bym sfiksowała przecież. Tak moje życie nie wygląda. Zmieniło się moje nastawienie do sytuacji życiowych, kryzysów, nauczyłam się wyciągać z nich lekcje i zmieniło się też postrzeganie mnie samej.
Przejdę do opisu w książce „Psychologia kliniczna”- Obszary pozytywnych zmian potraumatycznych
Teraz mam zagwozdkę, od czego by tu zacząć, bo każda dziecina życia jest tak bardzo ważna, jedna łączy się z drugą i o wszystkim mam coś do powiedzenia.
W takim razie zacznę od sfery duchowej. Mam tutaj zmianę priorytetów życiowych, rozwój duchowy lub większa religijność. Jeśli chodzi o większą religijność, to akurat u mnie się to nie sprawdza i wiem, że niektórzy to mnie zjedzą za to, co przed chwilą powiedziałam, ale chciałam powiedzieć, że bardzo Was kocham. ;)
Rozwój duchowy u mnie miał większe znaczenie, zaufanie do siły wyższej, bo do tej pory w naszej kulturze uczymy się o Bogu i ogarniamy Boga rozumem, ale nauczyć możemy się wszystkiego m.in. matematyki, języka. Natomiast jeśli chodzi o sferę duchową, to jest dla mnie coś, co jest bardziej związane z intuicją i czuciem niż ogarnianie rozumem, albo przynajmniej równowaga w tych dziedzinach serca i umysłu.
Zmiana priorytetów życiowych - zdecydowanie, przewartościowałam swoje życie bardzo i uważam, że odrzuciłam starą osobowość, tożsamość i teraz jestem zupełnie inną osobą niż kiedyś. Tak jak mówiłam, umarła ta poprzednia Klaudia i już jej nie ma. Wiadomo, że wciąż nią jestem, ale jakby wyewoluowałam i powstałam jak Feniks z popiołów. Jakie to jest pięknie, moje ego się teraz cieszy. :D
Już tak serio, życie mi się bardzo zmieniło, czy na lepsze?
Życie jak życie, wciąż jest dobrze i źle. Na pewno w pewnych dziedzinach swojego życia straciłam, zapłaciłam cenę, aczkolwiek gdybym została przy tamtym starym życiu, to też bym tę cenę zapłaciła i nie wiem, czy wytrzymałabym to psychicznie, bo było to dla mnie trudne i traumatyczne. Za chwilę też będę mówiła o percepcji siebie, która w tamtych czasach moja percepcja siebie była straszna.
Jeśli chodzi o sferę duchową to na pewno większe docenienie życia. Duchowość stała się teraz taka „popularna”, ale nasze pokolenia one miały bardzo dużo trudnych sytuacji życiowych. Nie chcę się wypowiadać o Gen Z, ale jeśli chodzi o Millenialsów, to zobaczcie, ile osób z tego pokolenia idzie na psychoterapię i potem postanawia zmienić swoje życie.
Pamiętam, jak weszłam na ścieżkę rozwoju i zaczęłam praktykować wdzięczność, to na początku było to mechaniczne typu „Dziękuję za zdrowie. Dziękuję za jedzenie. Dziękuję za kotki. Dziękuję za męża. Dziękuję za rodziców”. Któregoś dnia usiadałam na huśtawce i miałam zeszyt, ale przestałam w nim pisać, tylko faktycznie zobaczyłam, że siedzę na huśtawce, nade mną jest piękny księżyc (akurat była pełnia), zaczęłam sobie biegać po trawie na boso, kręcić w kółko i mówię sobie „Boże, jakie to życie jest piękne, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam”. Te trudne sytuacje pozwoliły mi na to, żeby docenić to moje życie i zobaczyć jakie ono jest piękne tu i teraz. Wokół nie zmieniło się nic, a jedynie co się zmieniło to „ja”.
Kolejna rzecz to percepcja siebie. Przekonanie o własnej sile, wyższe poczucie własnej wartości, większe zaufanie do siebie i własnych możliwości. Myślę, że jak słuchacie mojego podcastu to wyłapaliście to jak często mówię tym, że jesteśmy kreatorami własnego życia i to my bierzemy odpowiedzialność za życie, a nie ktoś inny i nie musimy oddawać tej władzy drugiemu człowiekowi. Nawet jeśli kiedyś tego nie wiedziałeś, to teraz już wiesz, że nie ma co zganiać na drugą osobę. Też mogę zgonić na moje środowisko, czy osoby, które mi zalazły za skórę, że to przez nich miałam problemy emocjonalne. Nie, nie miałam ich przez nich problemów emocjonalnych, tylko przez to jak podchodziłam do tego, w jaki sposób mnie traktowano, mówiono i narzucano pewne rzeczy. Wtedy jeszcze nie byłam kreatorem swojego życia, a miałam mindset ofiary, ale to się zmieniło. Teraz jestem przekonana o własnej sile, o własnej mocy i nie oddaje nikomu władzy nad własnym życiem. Mam wysokie poczucie własnej wartości i właśnie dlatego nie chodzę z nosem do góry i nie mówię, jaka to ja jestem wspaniała, a inni, którzy nie żyją tak, jak ja są byle jacy, bo tak nie jest. Też przeszłam tę drogę i musiałam odnaleźć własną ścieżkę rozwoju i nie potrzebuję się porównywać z innymi, bo wiem, że jestem idealna taka, jaka jestem i Ty też jesteś idealny taki, jaki jesteś i osoby z tego środowiska, w którym byłam, też są idealne takie, jakie są. One po prostu mają własną drogę, tylko ja musiałam przeżyć swoje, w tym gniew i złość, ale dzisiaj nie o tym. Jednak w tym sezonie pojawi się odcinek i w tym temacie. Jeśli chodzi o percepcję siebie to większa dojrzałość, rozwój nowych zainteresowań.
Dojrzałość – wspominałam, że chodziłam na terapię poznawczo-behawioralną i uważam, że terapia jest świetna.
Czy ja kiedyś będę psychoterupetką?
Odpowiem tak „Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz mu o swoich planach”, więc po prostu mówię „Boże prowadź. Wiem, że dobrze mnie poprowadzisz, bo zaprowadziłeś mnie do tego miejsca, gdzie teraz jestem”.
Kiedy byłam na psychoterapii i akurat pracowałyśmy pod względem poznawczym, czyli przekonania, myśli, interpretacja rzeczywistości, było mi to bardzo potrzebne. Psychoterapia się skończyła, a ja nadal potrzebowałam pomocy i byłam już na etapie rozwoju, ale wtedy nie byłam tego świadoma. Chodziłam w ciemności w tym sensie, że czego się złapię, to mi pomoże. Robiłam też wtedy kurs jogi kobiecej yin dla własnych potrzeb. Jest to joga bardzo powolna. Miałam też sesje z osobą prowadzącą i mówiłam jej, że nie doświadczyłam miłości od pewnych osób, bo miłość jest wtedy, kiedy kogoś kochasz i mówisz mi, że jest wspaniały itp. A ona powiedziała mi wtedy „Klaudia, ale to jest dziecinne. Nadal jesteś dzieckiem” i od razu pojawiła się we mnie myśl typy „O Ty małpo”, moje ego wariowało „Jakim prawem ona mi mówi, że jestem dzieckiem!”
Wspominałam jej też o moich trudnych doświadczeniach, chciało mi się wtedy płakać, a nieświadomie miałam uśmiechniętą buzię i wtedy ona powiedziała do mnie „Klaudia, Ty się uśmiechasz” a ja nie wiedziałam, o co chodzi, dlaczego się uśmiecham w takim momencie. Wtedy powiedziała „Klaudia, Tobie jest smutno, przykro, kiedy mówisz o rzeczach dla Ciebie trudnych, które prawie Cię zabiły, a Ty się prawie śmiejesz. Jesteś dzieckiem” – bardzo mnie to dotknęło, jakby mi ktoś w papę strzelił.
„Ja dwadzieścia parę lat i jestem dzieckiem?! Przecież taka właśnie jestem, więc o co chodzi. Powinna mnie uczyć akceptacji, a nie mówić mi, że jestem dzieckiem” – załączyły mi się wtedy mechanizmy obronne. W tym momencie kiedy zaczęłam nad tym myśleć, medytować nad tą dojrzałością, a dzieckiem, dostrzegłam, że faktycznie tak jest. Dla mnie miłość to były cukierki i jednorożce, że miłości mogę doświadczyć tylko poprzez głaskanie po głowie, a to nie jest prawda. To trudne doświadczenie, które mnie spotkało było dla mnie dobre. To była miłość, bo pokazała mi najgorsze moje słabości, które mogłam przepracować. Gdyby wszyscy głaskali mnie go głowie, to bym nigdy nie przeszła tej przemiany, którą właśnie przechodzę. To nie jest coś, co można osiągnąć, więc jeśli chodzi o ten punkt większej dojrzałości, to zdecydowanie jestem na tak. Dojrzałe podejście do kryzysów, a kryzysy są bardzo niewygodne.
Dlaczego?
Bo odzierają z pozorów. Mogę żyć w swojej bańce, że świat jest piękny, kolorowy, a potem przyjdzie kryzys i wszystkiego się odechciewa. Trudne sytuacje życiowe, które przepracujesz, nad którymi się pochylisz, posiedzisz w nich. Mimo że będzie bardzo niewygodnie, tak jakbyś klęczała na grochu, ale to one spowodują, że przestaniesz być mentalnym dzieckiem, a będziesz dorosłą osobą, która weźmie odpowiedzialność za swoje życie, przestanie oddawać władzę innym ludziom. Będziesz żyć pełnią życia i brać za nie odpowiedzialność, jak dorosła osoba, a nie jak dziecko.
Rozwój nowych zainteresowań – zdecydowanie tak. Kiedy rezygnujemy z pewnych rzeczy, nagle mamy czas i energię na rzeczy, które naprawdę nas interesują, a nie te, które myślimy, że musimy robić, bo tak trzeba, czy ktoś tak nam powiedział. W momencie kiedy odzyskałam energię, czas i władzę nad swoim życiem, to pojawiły się nowe możliwości. Poszłam na studia, zaczęłam interesować się rozwojem osobistym, nagrywam podcast, dziele się na Instagramie, tik-toku i YouTube swoją wiedzą, a to sprawia mi mnóstwo radości i dostaję sporo fajnych wiadomości.
Większe umiejętności radzenia sobie. Tutaj bardzo chciałaby zwrócić uwagę na mindfulness, na uważność, bo nadal spotykają mnie trudne sytuacje, czasami jest mi bardzo przykro, nadal mam myśli, że sobie nie poradzę, pojawiają się kryzysy w pracy zawodowej, np. kwiecień i maj były dla mnie trudnymi miesiącami, ale zapewne nie tylko dla mnie. Obserwowałam to, co się działo. Nie mam wpływu na to, że kwiecień i maj w transporcie troszkę wyhamowały i nie były takimi super miesiącami jak styczeń. Obserwuje, jak reaguje moje ciało, faktycznie jest trochę bardziej spięte, zestresowane, pojawiają się myśli „A co jeśli? Co będzie dalej? Czy wróci to do swojego normalnego rytmu?” Jest trudno, ale sobie z tym radzę i wiem, że sobie z tym poradzę zawsze. To jest fajne kiedy my tworzymy sami afirmację. Możemy czytać m.in. potęgę podświadomości, czy uwolnioną potęgę podświadomości, inne afirmacje, czy kupić sobie karty, które swoją drogą bardzo polecam, ale jednak dobrze jest, kiedy nasze afirmacje wychodzą z naszego wnętrza od tej mądrej części mnie.
Jakoś 2 lata temu w okolicach wakacji było słabiej w transporcie, jak to bywa w czasie wakacji i miałam przestój, że praktycznie nie miałam w ogóle pracy. Przyszło mi do głowy takie zdanie.
Moja myśl z 25 maja 2021 roku, kiedy było mi bardzo ciężko:
„Nie ma takiej sytuacji, z której nie wyszłabym obronną ręką. Potrafię znaleźć wyjście z każdej sytuacji i obrócić ją na moją korzyść”.
Z tego co czytałam, to nie powinno używać się słowa „NIE” przy afirmowaniu, bo podświadomość nie czyta słowa „nie”, więc teraz nieco inaczej bym powiedziała tę myśl „Potrafię znaleźć wyjście z każdej sytuacji i obrócić ją na moją korzyść”, albo „Z każdej sytuacji wychodzę obronną ręką”.
W każdym razie nic złego na siebie nie sprowadziłam :D bardziej chodzi o to, jakie emocje czujemy, kiedy wypowiadamy jakieś słowa. Mogę powiedzieć „Mam fajny dom” i czuć złość, czy niezadowolenie, więc wtedy ta emocja nie jest kompatybilna z moimi słowami, ale jak powiem „Jestem wdzięczna za piękny dom / za fajny samochód / za piękną podróż”. Kiedy wizualizowałam sobie, jaką podróż, to czułam te emocje, ekscytację i potem to przeżywałam, ale nie dzisiaj o afirmacji. Podsumowując te umiejętności radzenia sobie faktycznie u mnie powstały, większa samoświadomość i przekonanie o tym, że sobie poradzę.
Kolejna sfera, gdzie następuje przemiana ołowiu w złoto to relacje interpersonalne. Też o tym wspominałam, jak zmienił się moje relacje z ludźmi. Jedni odeszli, ale bardzo dużo osób przyciągnęłam, z którymi jestem na tych samych wibracjach. W książce tak to jest opisane „Większa wrażliwość i współczucie dla innych”.
Dlaczego?
Bo sami to przeszliśmy. Wiemy, co to znaczy: nie chcieć wstać z łóżka / nie mieć chęci do życia / mieć zaniżone poczucie własnej wartości / zamartwiać się / chaos w głowie, overthinking / dużo złości / nie radzić sobie z emocjami. Dzięki temu możemy wczuć się w położenie drugiej osoby i okazać jej współczucie, życzliwość i zrozumienie, zamiast oceniać, krytykować taką osobę. Nie chodzi o to, że teraz będziemy biczować się za nasze myśli, bo oceny nam się w głowie pojawiają, ale jest różnica pomiędzy tym, że przyjdzie taka myśl i ją zauważmy i powiemy sobie „Dobra to tylko myśl”, ewentualnie pogadam sobie pod nosem, czy z parterem, ale żeby nie wychodziło poza rodzinę. Mam takie podejście ludzkie, że nie będę mówiła, że teraz macie zaobserwować myśli i o nich nie rozmawiać, bo tak to nie wygląda. Czasami musimy komuś powiedzieć, co nam leży na wątrobie, wygadać się, czy pożalić, ale niech to będzie w takim zamkniętym i zaufanym gronie, żeby tej osoby nie sprawić przykrości. Jest różnica pomiędzy obserwacją, gadaniem pod nosem, czy z bliską osobą, a tym, że pójdziemy do tej osoby i skrytykujemy ją, być może jeszcze wyzwiemy, albo w jakiś zawoalowany sposób np. poprzez "ciocia dobra rada", dosramy tej osobie. Niby chcemy dobrze, ale tak naprawdę chcemy wykazać, jaka jesteś beznadziejna.
Osoba, która przeżyła trudne sytuacje, wie, jak ciężko jest dokonać pewnej zmiany, np. osoba, która żyła w przemocowej rodzinie i odeszła od takiego partnera, to rozumie, że drugiej osobie może być ciężko odejść od przemocowego partnera. Tak samo z osobą, która była w toksycznej grupie rozumie, że wcale nie jest łatwo stamtąd wyjść, bo mogą czekać jakieś konsekwencje i ludzie pytają „Dlaczego Ty cały czas w tym tkwisz?” Może być ciężko, być może tak osoba w tym momencie nie jest na tyle rezylientna, żeby podjąć trudną decyzję o opuszczeniu grupy destrukcyjnej. Ktoś inny może wychował się w takim domu, gdzie musiał przejąć rolę rodzica jako dziecko i nadal jako osoba dorosła opiekuje się dorosłymi rodzicami, którzy są w pełni sił, tylko sobie nie radzą. Osoba, która też tam była wie, jak ciężko jest postawić takim rodzicom granice, że „Nie będę już Cię utrzymywał. Nie będę już na każde Twoje zawołanie. Chcę w końcu swoje życie”. U kogoś, kto tego nie przeżył, pojawi się w głowie pytanie „Dlaczego nie możesz po prostu powiedzieć nie?”, zamiast zrozumieć, że warto postawić komuś granicę, ale równocześnie rozumieć, że nie dana osoba nie jest jeszcze na to gotowa. Osoba, która była w jakieś trudniej sytuacji i to przeżyła, przepracowała, jest w stanie lepiej zrozumieć drugą osobę i okazać jej życzliwość oraz współczucie.
Relacje z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Już Wam mówiłam w którymś odcinku, że moją lekcją do przepracowania były trudne relacje z ludźmi w celu wewnętrznej przemiany. Jeśli chodzi o relację z rodziną, to teraz mam zdecydowanie lepsze. Moja babcia kiedyś powiedziała coś takiego, że „odzyskałam wnuczkę”. Czasami jest różnica pokoleniowa, ale wszystko da się przeskoczyć jeżeli ma się wzajemne zrozumienie. Moim zdaniem nigdy nie miałam tak dobrych relacji z rodziną jak mam teraz. Wiem, że czasami moje wybory dla rodziców były strasznie trudne, ale były to decyzje świadomej dorosłej osoby, która bierze odpowiedzialność za swoje życie. Na początku oczywiście, że był mały zgrzyt, ale potem relacje się poprawiły. Tak samo było w małżeństwie, kiedy weszłam na ścieżkę rozwoju, to myślałam, że małżeństwo się rozwali i to był tak naprawdę ostatni moment kiedy się tak trochę popsuło, bo pierwsze lata małżeństwa były trudne, ale nie chodziło tutaj o dotarcie się, tylko walkę z wewnętrznymi demonami, które się projektuje na partnera. W momencie kiedy zaczęła się moja wewnętrzna przemiana i miałam więcej zrozumienia oraz akceptacji. Posiłkując się książką „Kłamstwa, którymi żyjemy” można powiedzieć, że wzięłam rozwód ze swoimi oczekiwaniami względem męża, to relacje się naprawdę poprawiły.
Jeśli chodzi o przyjaciół. Z moją przyjaciółką Martą znamy się od liceum i nigdy się nie zaprzyjaźniłyśmy ze sobą, a kiedy zaczęłyśmy się ze sobą przyjaźnić, to zrozumiałam, dlaczego akurat w tym momencie, ponieważ gdybyśmy zaczęły się przyjaźnić kiedy byłam jeszcze w liceum, to mogłabym jej nie docenić, a to jest tak wspaniała osoba, że zasługuje na wszystko, co najlepsze, jest przemiła i przekochana. Uważam, że zaprzyjaźniłam się z nią w najlepszym momencie mojego życia i jestem za to mega wdzięczna. Ponadto przyciągnęłam też inne osoby do swojego życia, ale teraz sporo z niego odeszło.
Co jest ważne – stawiam na jakość relacji, a nie ilość, czyli mam na tyle wysokie poczucie własnej wartości, że nie chcę, aby mnie wszyscy lubili, albo żeby mówili o mnie dobrze. Nie jestem dla każdego i nikt nie jest dla każdego, a jeśli będziemy próbowali się dopasować, to stracimy w tym gdzieś siebie, czyli swoją autentyczność. Dlatego jakość moich relacji się zmieniła i Twoich też może.
Większa skłonność do otwierania się przed innymi – jak najbardziej, zresztą też otwieram się tutaj, przed Wami. W pewnym momencie swojego życia myślałam, że jestem introwertykiem i nawet tak mojej psychoterapeutce powiedziałam, że „Wydaje mi się, że jestem introwertyczką, bo nie chcę przebywać z ludźmi”. W teście wielkiej piątki ekstrawersja wyszła mi bardzo wysoko. Chodziło o to, że byłam tak bardzo zraniona przez ludzi, którym ufałam i uważałam za autorytet, że nie chciałam już mieć z nikim do czynienia. Wtedy wystarczył mi mój dom i pandemia też mnie dużo nauczyła, że jest mi lepiej kiedy nie mam do czynienia z ludźmi. Był to etap zdrowienia i zamknięcia się w swojej jaskini, a także etap lęku przed zranieniem. W momencie kiedy sobie wszystko przepracowałam i zrozumiałam, że nikt zranić mnie nie może, dopóki ja sama na to nie pozwolę, bo ja jestem kreatorem, to wtedy otworzyłam się na ludzi. Nie oznacza to, że od tego momentu w żadnej mojej relacji nie było kryzysu. Kryzysy są nam potrzebne, bo to one motywują do rozwoju, np. w kontekście relacji, to dzięki nim wskakuje na wyższy poziom. To jest zasada kontrastu.
Okej, możemy cały czas być w naszej bańce, równowadze, gdzie jest spokój, ale gdzie tu jest rozwój i wzrost?
Właśnie te kontrasty i kryzysy powodują, że my stajemy się lepszymi ludźmi. Kryzysów nie ma się co bać, trzeba tylko potrafić sobie z nimi poradzić.
W książce „Ekomedytacje dla szczęśliwego mózgu Wykorzystaj neuronaukę i neuroplastykę, aby poprawić funkcjonowanie mózgu, zwiększyć kreatywność i cieszyć się lepszym życiem” Dawsona Church czytamy tak:
„Przeciwności losu mogą uczynić nas jeszcze silniejszymi, niż bylibyśmy bez ich doświadczenia. Badania pokazują, że ludzie doświadczający traumatycznych sytuacji, ale będących w stanie przetworzyć i przyswoić to doświadczenie są bardziej wytrzymali, niż Ci, którzy nie doświadczają takiego doświadczenia, tacy ludzie są lepiej przygotowani na przyszłe przeciwności”.
Ciężko myśleć o trudnych sytuacjach, które prawie nas zniszczyły jak o błogosławieństwie, prawda?
A jednak tak jest. Tekst, który zaraz przytoczę, jest oklepany, ale zgadzam się z nim „Wszystko w życiu dzieje się po coś”. Tylko znów warto uważaj na skrajny optymizm, cukierkowość, że w takim razie te nieprzyjemnie wydarzenia są tak naprawdę przyjemne. Tak nie jest. Za to właśnie lubię psychologię, naukę, że ona nas sprowadza na ziemię.
W podręczniku „Psychologii klinicznej” jest napisane:
„Należy wyraźnie podkreślić, że potraumatyczny wzrost nie oznacza, iż samo przeżycie traumy jest czymś dobrym, pożądanym, czy koniecznym do rozwoju, czy dokonania zmiany. Nie oznacza też beztroski i przyjemnego nastroju, czy poczucia szczęścia. Doświadczenie wydarzenia traumatycznego, choć może prowadzić do wzrostu, wiąże się, zwłaszcza na początkowym etapie zmagania z nim ze stanem dystresu, negatywnymi emocjami, a także uszczupleniem, czy stratom posiadanych przez człowieka zasobów. Jednakże z tego traumatycznego doświadczenia człowiek może oprócz doznanej straty, bólu i cierpienia, wynieść też coś dobrego. Innymi słowy, potraumatyczny wzrost to szansa nie tyle na szczęśliwe, ile na dobre i bardziej sensowe życie. Wydarzenie musi być na tyle silne, wstrząsające, żeby zmusić nas do zrewidowania swoich założeń wobec siebie i świata”.
Rzeczywiście to doświadczenie, które było dla mnie trudne, ten moment tego przebudzenia jak to nazywam, że w momencie kiedy wszystko wydawało mi się iluzją i bezsensu, wszelkie moje ideały, wierzenia, przekonania upadły, to w tym momencie zrobiło się miejsce do wzrostu. Do tego, żeby faktycznie przemienić te wszystkie doświadczenia, które gdzieś tam miałam na swojej drodze życiowej, przemienić je w coś pozytywnego. Transmutacja energii, przemiana tego ołowiu w złoto ona cały czas u mnie trwa i m.in. to, że dzielę się swoim doświadczeniem, już jest pewnego rodzaju zamianą negatywnego i nieprzyjemnego w pozytywne.
Mogę ogłosić to, że postanowiłam poszerzyć moją pomoc i pomagać na większą skalę, pomagać Tobie indywidualnie.
Nie wierzę, że to się dzieje, ale kiedy byłam w dołku i nie chciałam żyć (jednocześnie chciałam żyć, ale nie miałam sił), to powiedziałam sobie, że jeśli z tego wyjdę i sobie poradzę, to będę pomagać innym ludziom. Czułam, że nadejdzie ten dzień kiedy stworzę podcast, czy będę dzieliła się tym w Internecie, bo to jest wspaniałe źródło, jeśli rozsądnie z niego się korzysta. Od dziś ruszają sesje jeden na jeden, konsultacje, gdzie m.in. pomogę Ci przetransmutować tę negatywną energię w pozytywną. Jeżeli masz za sobą jakieś trudne sytuacje, które może prawie Cię zniszczyły. Jeśli masz w sobie dużo złości, jeśli masz komu wybaczyć, ale nie potrafisz tego zrobić, napisz do mnie na Instagramie, blogu. Zachęcam Cię do tego, bo nie warto, żeby te trudne sytuacje stopowały Cię przed Twoim rozwojem. One mogą pomóc Ci w tym, żeby rozkwitnąć, żeby zaszła ta wewnętrzna przemiana. Te trudne sytuacje pokazują nam, co jest w nas nieuleczone. Oczywiście, zanim się zdecydujesz, możesz do mnie napisać, z jakim problemem się zmagasz i możemy to przedyskutować czy jestem w stanie Ci pomóc. Jeżeli będę w stanie, to bardzo się cieszę, a jeśli nie, to będę wiedziała do kogo dalej Cię pokierować, żeby ktoś inny mógł Ci pomóc, więc nie musisz w ciemni kupować konsultacji. Nawet jeżeli nie jesteś zainteresowany/a tą ofertą, to nadal zachęcam Cię do tego, żeby się do mnie odezwać i napisać, co sądzisz o odcinku, czy być może chcesz coś przedyskutować lub o coś mnie zapytać.
Możesz sobie zdać pytanie „Przecież mogę sobie poradzić sam/a i czy jest mi to potrzebne, żeby się z kimś konsultować?"
To, co powtarzam, że wszelkie odpowiedzi na nurtujące Cię pytania my mamy już w sobie, ale druga osoba może pomóc nam je wydobyć. Tak naprawdę nie powiem Ci nic nowego, ale pomogę Ci odnaleźć to w sobie. Takie wsparcie jest niezwykle potrzebne. W książce „Psychologia kliniczna” można przeczytać „Szczególnie istotną rolę zdaje się tu odgrywać wsparcie emocjonalne, zwłaszcza otrzymywane bezpośrednio po doświadczonym wydarzeniu.” Tak jak wspomniałam, nie będę pracowała z traumami, bo nie jestem psychoterapeutką, ale jeśli stało się coś naprawdę trudnego i czujesz, że nie potrafisz komuś wybaczyć, coś Cię zjada i niszczy, to jestem tutaj dla Ciebie. Jeżeli chcesz i czujesz, że potrzebujesz tej wewnętrznej przemiany, to jestem tu po to, żeby Cię przez to przeprowadzić za rękę.
Jako małe dzieci faktycznie nie mamy zbyt dużego wyboru, ale jako osoby dorosłe, mamy. Wyobraź sobie, że stoisz, a naprzeciwko masz 2 ścieżki. Pierwsza z nich prowadzi Cię do bezbronnego dziecka, które przez całe życie odgrywa rolę ofiary. Natomiast druga ścieżka, to ścieżka samouzdrowienia dorosłego człowieka, którzy bierze odpowiedzialność za swoje życie, przepracowuje trudne sytuacje i staje się najlepszą wersją, samego siebie. Zdaję sobie sprawę, że ten temat nie jest łatwy, wręcz przeciwnie, czuję bardzo ciężką energię. Jednak mam nadzieję, że mimo wszystko odnalazłeś/aś tutaj pierwiastek optymizmu. Ten odcinek zainspiruje Cię do tego, aby rozpocząć proces zdrowienia.
Tematycznie życzę Ci, żebyś jak ten dawny alchemik odnalazł/a swoją metodę na przeminę ołowiu w złoto, żebyś mógł zamienić wydarzenia negatywne w coś pozytywnego, chociaż czasem może być to bardzo trudne. Mocno Cię przytulam i do usłyszenia za tydzień.
Zachęcam Cię do zostawiania komentarza i napisania do mnie. Zapraszam Cię na resztę moich platform społecznościowych. Zaczęłam także działać na Tik-toku, gdzie również serdecznie Cię zapraszam!
Umów się na konsultacje indywidualne


Artykuł przygotowała: Karolina Orłowska